Miłorząb chiński

2019-06-21

Miłorząb wcale nie jest taki japoński jak go malują. Chińskie drzewo sprzed milionów lat od wieków wzmacnia organizm człowieka. Przypisuje się mu mitologiczne właściwości i najciekawsze w tym wszystkim jest to, że spora część z nich to prawda.

Miłorząb japoński to jedno z najbardziej popularnych obecnie ziół na świecie. Ginko biloba (bo tak brzmi jego łacińska nazwa) jest obecne w wielu preparatach, które mają wzmacniać naszą pamięć, funkcjonowanie mózgu. Stosują go osoby starsze i uczniowie przygotowujący się do egzaminów. Do powszechnego użycia w medycynie miłorząb wkroczył dzięki badaniom, które wskazywały jego rolę w leczeniu choroby Alzheimera. Stosowany w leczeniu impotencji i depresji. Jego zastosowań jest znacznie więcej, ale aby zrozumieć skąd tak wielka fascynacja tym ziołem, trzeba najpierw obalić… kilka mitów.

Przez Kraków do Ginko

Potoczna nazwa to miłorząb japoński. Tyle, że drzewo to naturalnie rośnie… tylko w Chinach. Jak to więc możliwe, że mówimy i piszemy o miłorzębie japońskim? Musimy cofnąć się o ponad 300 lat do Krainy Kwitnącej Wiśni nie miłorzębu.

Historyczne śledztwo skąd wzięła się ta japońska nazwa wiedzie między innymi przez Polskę, ale o tym za chwilę.

Wszystkiemu “winien” jest niejaki Engelbert Kaempfer. To niemiecki botanik podróżujący po świecie na przełomie XVII i XVIII wieku. Urodził się w Westfalii, ale głód wiedzy zagnał go między innymi do Hamburga, Lubeki, a potem do Gdańska i Krakowa. Tam pobierał nauki, zgłębiał tajemnice budowy roślin, studiował medycynę. W końcu dotarł do Szwecji. Tam szybko zaskarbi sobie przychylność ówczesnego świata nauki i szacunek u dygnitarzy na dworze króla Karola XI. Dostał propozycję stałej posady. Biorąc jednak pod uwagę jego wcześniejsze peregrynacje, łatwo się domyślić, że stała posadka i własne biurko to nie był szczyt marzeń Engelberta Kaempfera.

Skorzystał jednak z propozycji króla i objął funkcję sekretarza ambasady. Dzięki temu mógł nadal przemierzać świat. Tak oto ruszył przez Rosję do Persji. Szwedzi założyli swoją placówkę w Isfahanie. Po roku postanowili jednak wrócić do kraju. Nie w smak było to niemieckiemu uczonemu. Postanowił znaleźć sobie innych towarzyszy podróży. Swoją głowę pełną wiedzy sprawne ręce chirurga zaproponował Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej.

Miłorząb zawdzięczamy korporacji

Gdzie tu miłorząb zapytacie? Cierpliwości. Cały ten ciąg zdarzeń ma kapitalne znaczenie dla dalszych losów medycyny opartej na wyciągu z ginko biloba. Tak się bowiem składało, że Komapnia owa była pierwszym na świecie prawdziwym koncernem międzynarodowym. To dzięki niej do Europy trafiały produkty z Azji, a w drugą stronę płynęły ówczesne technologie. Kompania Kompania obracała tonami srebra wyszarpywanego z objęć peruwiańskich kopalni, z Japonii sprowadzała miedź. Z Chin, Indii i innych krajów azjatyckich płynęły na Stary Kontynent dostawy ziół, tkanin, ceramiki. Jedna z faktorii ustanowionych przez Kompanię znajdowała się w Nagasaki. Po wielu wyprawach Engelbert dotarł właśnie do tego japońskiego miasta. W rześki lutowy poranek 1691 rok wybrał się na wycieczkę do świątyni buddyjskich mnichów. Tam dowiedział się o niezwykłym drzewie, które zostało przeszczepione na grunt japoński z Chin. Kaempfer jako pierwszy opisał więc ginko biloba w swoim dziele “Amoenitatum Exoticarum” jeszcze za panowania Szoguna Tokugawy Tsunayoshi. Niemiecki uczony przezornie przewiózł kilka sadzonek do Europy – do ogrodu botanicznego w Utrechcie.

To nie koniec ciekawych pytań o pochodzenie ginko.

Wzgórze moreli

Skoro już mniej więcej doszliśmy jak miłorząb japoński z Chin trafił do Europy, to warto na chwilkę pochylić się nad jego nazwą. Otóż uważa się, że nazwa ginko pochodzi od chińskiego słowa sankyo lub yin-kuo , co oznacza “wzgórze moreli” lub “srebrny owoc”.

Dlaczego? Ano dlatego, że żeńskie drzewa produkują owoce przypominające morele. Biloba bierze się z kolei od kształtu liści, czyli dwóch klapowatych występów.

Owoce ginkgo stosowano zarówno kuchni jak i w medycynie chińskiej od tysięcy lat. Sfermentowana a potem gotowane były przysmakiem na weselach. W tradycyjnej medycynie podawano miłorząb mężczyznom cierpiącym na niedobór energii seksualnej. Za Wielkim Murem leczono nim częstomocz, podrażnienia pęcherza, zaburzenia słuchu słuchu. Orzechy gotowane w herbacie stosowanych były remedium na choroby płuc, świszczący oddech, kaszel, kandydozy pochwy.

Silniejszy od bomby atomowej

Jest jeszcze jedna ciekawa historia związana z miłorzębem. Badania potwierdzają bowiem, że może on być korzystny dla osób starszych, które cierpią na choroby związane z degeneracją układu nerwowego (Alzheimer), a do miłorzębu przylgnęła łatwa zioła zapewniającego długowieczność.

Potwierdza to historia z Hiroszimy, gdzie pierwszy raz Europejczyk opisał ginko. Ponad 300 lat później na to samo miasto Amerykanie zrzucili potworną broń – bombę atomową. Little boy (bo tak nazwano 4-tonową uranową bombę) 6 sierpnia 1945 pozbawił życia ponad 78 tys. niewinnych ludzi. Zagładzie uległy także inne organizmy żywe. Zimą do życia obudziło się jednak pewne drzewo. Co ciekawe zaczęło rozkwitać 1 kilometr od epicentrum wybuchu. Do dziś miłorząb rośnie przed wejściem do świątyni Hosen-ji dowodząc swej wielkiej siły.

Autor tekstu: Oskar Berezowski

Ten komunikat o błędzie jest widoczny tylko dla administratorów WordPressa

Błąd: nie znaleziono kanału o identyfikatorze 2.

Przejdź na stronę ustawień kanału Instagramu, aby utworzyć kanał.